czwartek, 31 lipca 2014

Zmiany...

Kochane znikam. Nie tak dosłownie tylko zmieniam swoje miejsce w sieci. Postaram się napisać maila z nowym adresem bloga do wszystkich. Jeśli kogoś pominę bo nie pamiętałam adresu mailowego to poproszę o maila w tej sprawie. Czasem też poproszę o dopisanie mnie do blogów zamkniętych pod nowy adres.
Powodów wyjaśniać nie będę bo to nie istotne. Moje dotychczasowe blogi znikną po czasie kiedy wszyscy zainteresowani nie będą znali nowego adresu.
Pozdrawiam gorąco
Monika

środa, 11 czerwca 2014

Co u nas

U nas trochę zmian. Po pierwsze mój mąż zaczął pracować, nie jest to praca marzeń ale jej zasadniczym plusem jest to że nie musi chodzić do pracy bo pracuje po części w domu a najwięcej to u klientów. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Ja jestem na wychowawczym do października a potem zobaczymy co dalej. Moja mama nie nadaje się do tego żeby zajmować się małą przez cały dzień. Niestety jest otyła, ma cukrzycę i obrzęki na nogach z czego robią się jej rany, co tydzień musi chodzić na opatrunki do chirurga. Często się źle czuje i nie ma sił. Żłobek nam nie przysługuje bo wcześniej mieliśmy za wysokie dochody...ehhh to Polska właśnie.
No nic zobaczymy jak to dalej będzie. Co do mnie i zawrotów głowy to niestety nadal są. Kolejna wizyta u pani audiolog pod koniec lipca ale wątpię żeby cokolwiek wniosła bo nawet nie dała mi skierowania na badanie błędnika tylko na badanie słuchu...a na początku wizyty jak mówiłam co powiedział laryngolog tzn z czym mnie przysyła i co podejrzewa to pani stwierdziła że sama wie jak mnie diagnozować...i jak na razie nic nie stwierdziła konkretnego...
Płakać się chce bo ona sobie będzie mnie diagnozować rok...żeby za każdą wizytę jej zapłacił NFZ a ja będę chodziła z zaburzeniami równowagi...w końcu to nie jest jej ból tylko mój i to ja mam zdezorganizowane całe życie i lęk przed wychodzeniem z domu bez podpórki.
To po prostu woła o pomstę do nieba co się dzieje w tej służbie zdrowia.
Byłam też u psychiatry, która stwierdziła że jej to wygląda na nerwicę ale muszą zostać wykluczone inne czynniki żeby być pewnym że przyczyna leży w głowie. Ja sama też nie rwę się specjalnie do antydepresantów, tym bardziej że w zeszłym roku nic mi nie pomogły tylko jeszcze spowodowały że przytyłam a teraz musiałabym kolejne testować i nie wiadomo czy też by to coś dało. No nic na razie nie pozostaje mi nic innego jak czekać....
Poza tym doczekałam się chwili kiedy mój syncio kończy przedszkole. 17 czerwca mają koniec roku a 20 bal pożegnalny. Ciekawi mnie jak on sobie w tej szkole poradzi, bo emocjonalnie to jeszcze straszny dzieciak, no i raczej źle się socjalizuje i nie lubi publicznych wystąpień. Zachowuje się wtedy jak dziecko specjalnej troski, robi głupie miny, skacze, wydurnia się. Panie w przedszkolu mówią że to bardzo inteligenty i mądry chłopak tylko ma za dużo energii. Myślimy żeby zapisać go do sekcji siatkarskiej w szkole do której będzie chodził.
Razem z rodzicami postanowiliśmy że dzieci muszą mieć jakieś wakacje i zarezerwowaliśmy pokój na 2 tygodnie nad morzem w sierpniu. Mąż jak będzie mógł to nas odwiedzi.
Co do mojej diety i ćwiczeń to raczej kiepsko. Ćwiczyć przez zawroty nie mam jak a samą dietą niewiele zdziałam. W sumie od zeszłego września zrzuciłam 8 kg ale to tylko kropla w morzu potrzeb.

A tu moje:
A-KU-KU :)

i...


gra z bratem...

No i jeszcze przedszkolak...



niedziela, 18 maja 2014

Zamknięte

Tak więc zgodnie z zapowiedzią blog został zamknięty dla publicznej wiadomości. Ci których adresy znałam oraz Ci którzy o to poprosili dostali zaproszenia. W blogowym świecie bywam niemal codziennie i jestem na bieżąco z Wami, tylko nie bardzo miałam nastrój na własne pisanie.
Teraz postaram się tu częściej bywać, wcześniej miałam pewne opory zwłaszcza po tym jak się zorientowałam że mój małżonek czasem tu zaglądał. W sumie to się ucieszyłam że w porę usunęłam wszystkie posty dotyczące ciąży. W sumie to dobrze że się dowiedział co sądzę o nim i jego rodzicach.
Obecnie między nami jest różnie...Są dni że jak dwa gołąbki a są takie że bez kija nie podchodź. Sytuacja jest dość napięta bo mój małżonek od pół roku nie pracuje i ma poważny problem ze znalezieniem posady. Oszczędności skończyły się w lutym i od tej pory jedziemy na pożyczkach, na razie rodzinnych ale im się też już kończy, a mi się marzy wyjazd z dziećmi nad morze z dziadkami. Niestety wątpię żeby coś z tego wypaliło.
Jak na razie podjęłam kolejną próbę pozbycia się kilogramów. Ważę tyle co mały słoń wiec będzie ciężko. Poza tym próbuję zdiagnozować moje zaburzenia równowagi. Nie uznam tego za nerwicę dopóki nie wykluczę innych możliwości.
A oto moje dzieciaczki :)



poniedziałek, 5 maja 2014

Choroba, nerwica czy urok ;(((

Od jakiegoś czasu walczę z zaburzeniami równowagi. Na początku myślałam że to nawrót nerwicy i nawet poszłam do psychiatry. Mim branych leków nie przeszło a tylko waga wzrosła. Poszłam do neurologa po zbadaniu i zrobieniu TK głowy wyszło że OK. Skierował do laryngolog bo może to błędnik. Laryngolog stwierdził że jemu to na błędnik nie wygląda a poza tym nie ma go jak sprawdzić, więc skierował do audiologa. Na wizytę czekałam 3 miesiące. Idę 20 maja. A mi się już żyć nie chce. Cały dzień jakbym chodziła po wacie. Jak leżę to się kręci. Moją ostoją jest wózek Zosi którego się kurczowo trzymam. Po domu chodzę jak pijana. A mąż tylko powtarza że będzie dobrze...a ja tylko rycze. On powtarza że mam wspaniałe dzieci a ja że nie mam siły się nimi zająć i bawić z nimi co dodatkowo wywołuje moją frustracje.
już sama nie wiem co robić. Z domu sama nie wychodzę, czasem udaje mi się z psem wyjść z duszą na ramieniu. Już sama nie wiem czy to jakaś choroba czy nerwica??? A może jedno z drugim :(
Nic tylko się powiesić ;(((

czwartek, 1 maja 2014

4. Blog będzie zamknięty

Kochane jeśli jeszcze ktoś tu zagląda to informuję że muszę zamknąć bloga dla wybranych czytelników. Pewne okoliczności mnie do tego zmusiły. Także jeśli chcecie w przyszłości wiedzieć co u mnie słychać to wpiszcie mi swoje adresy. Te które znam postaram się też sama uzupełnić :)
Generalnie ostatnio rzadko tu piszę ale Was odwiedzam regularnie i u siebie też postaram się od czasu do czasu coś skrobnąć.
Buziaki
Monika

piątek, 21 lutego 2014

3. Najazd

Od piątku do wczoraj miałam najazd teściów i rodziny męża bo wyprawialiśmy urodziny syna trochę wcześniej niż wypafają ponieważ w tym tygodniu oni nie mogli przyjechać. Trochę to dziwne że jubilat musi się dostosowywać do gości...ale cóż mniejsza o większość. Ważne że małemu się podobało.
Mnie to umęczyło ale musiałam jakoś dać temu radę.
Strasznie wykańczają mnie fizycznie i psychicznie takie wizyty teściów, te wszystkie porządki, robienie dobrej miny do złej gry jest przytłaczające, zwłaszcza dla kogoś komu świat się kręci.
W marcu idę do laryngologa bo neurolog stwierdził że to od błednika. Robiłam tk głowy i ponoć w normie. Przyplątały się też inne problemy ale je na razie muszę zdiagnozować. Ehhh ja to chyba jakaś szczególna jestem bo dziedzicze wszystkie choroby przodków...
Poza tym postanowiłam wrócić do nauki angielskiego i francuskiego bo mam wrażenie że jakieś bezproduktywne te moje dni. Plan jest taki że poświęcać będę temu przymajmniej 30 min dziennie. Miałam poza tym zacząć ćwiczyć z Ewą Ch. ale przez te zawroty głowy nie bardzo mam jak :(
Za to dietę na pewno muszę zmienić bo waga stoii od kilku miesięcy jak zaklęta...

środa, 12 lutego 2014

2. 35 lat

Tak dziś skończyłam właśnie 35 lat...
Lecą te lata coraz szybciej. Ani się człowiek spostrzeże a dzieci mu wydorośleją.
Świętowania hucznego nie było. Mama kupiła mi tort i faworki. W prezencie ufundowała mi fryzjera dwa tygodnie temu, niestety strasznie drogiego i strasznie nieudanego. Sama poprawiałam sobie fryz bo nie mogłam znieść swego widoku w lustrze...
Małż kupił mi kosmetyki.
Niestety dzień miał smutny akcent bo odeszła do świata zwierząt po długiej chorobie jedna z chomiczek Krzysia. Niestety nie wiemy co jej dolegało :(
Generalnie to udziela mi się nastrój mojego męża czyli totalny dołek. A jeszcze za dwa dni najazd gości w związku z urodzinami Krzysia...ehhh dzik się ze mnie zrobił.
Poza tym dzwoniłam dziś do pracy żeby zapytać czy należą mi się pieniądze z tytułu trzynastki. Niestety nie. Wogóle to kadrowa rozmawiała ze mną tak jakbym chciała im kase wyrwać bezpodstawnie, a tak naprawdę na moich zwolnieniach i urlopach to oni zbili kupe kasy bo mi płacił  i nadal płaci ZUS a oni za mój etat kase mieli dla siebie bo nikogo nie zatrudnili na czas mojej nieobecności....
Ehhh żeby to chociaż dostali moii koledzy z wydziału ale tak dobrze to nie ma. Mają dużo więcej pracy a na osłode dali im raz na pół roku "nagrody" wysokości 1 mojej pensji...szkoda słów.
W każdym bądź razie na dodatkową kasę nie mam co liczyć niestety.
I tak to wygląda podsumowanie moich 35 lat...marna pensja z marnymi perspektywami zmian. A życzeń to nawet na fejsie od znajomych nie dostałam, cóż przykre ale prawdziwe, odsunełam się od ludzi to i oni odsunęli się odemnie...
Dobrze że chociaż rodzina pamiętała :)

wtorek, 11 lutego 2014

1. Come back

Może nie spektakularny ale jednak powrót...
Niestety u mnie niewiele się zmieniło, w pewnych sferach niestety na gorsze. Mój mąż od 5 miesięcy "szuka" pracy...a dlatego w nawiasach bo może kilka aplikacji wysłał. Pieniądze się skończyły i jedziemy w zasadzie na pożyczkach :(
Grudzień i początek lutego minął pod hasłem antybiotyków. Za pierwszym razem brali oboje, Krzyś na anginę a Zosia zapalenie krtani, oboje po 40 stopni gorączki...
Tydzień temu Zośka znów gorączka i znów antybiotyk, tym razem zapalenie gardła.
Z lepszych wieści Zośkowych to ogłaszam że mamy już 7 zębów, i jesteśmy w 75 centylu wzrostowym i wagowym...czyli ważymy 9200 przy 75 cm wzrostu! Ogólnie jesteśmy bardzo pogodnym dzieckiem, no chyba że idą nam zęby to wtedy bez kija nie podchodź...
Poza tym przemieszczamy się na czterech kończynach a przy wspomaganiu to i na dwóch. Spożywamy prawie wszystko to co daje tata...on jest wyrocznią w jedzeniu dla Zosi ;)
Luty jest miesiącem urodzin, najpierw moich, potem Krzysia a na końcu małża. Zosia za to jest pierwszo marcowa :)
U mnie niestety dalej plejada chorób, nawet wymieniać mi się nie chce, po prostu mam ich dość i tyle, ostatnio doszła dna moczanowa...
Co do pracy to do końca lutego mam rodzicielski a potem wykorzystam 2 miesiące urlopu wypoczynkowego i pewnie będę musiała iść do pracy. Nie uśmiecha mi się to bo moja mama nie nadaje się do tego żeby zająć się małym i ruchliwym dzieckiem. Ja czasem nie daję rady a co dopiero ona która prawie w ogóle z domu się nie rusza a jeśli już to od wielkiego dzwonu, także cienko to widzę. Jednak jeśli mój małżonek nie znajdzie porządnej pracy to nie będę miała innego wyjścia. Co prawda moja pensja to na waciki starcza ale lepsze waciki niż nic.

Z nowości.... to mój mąż sobie wymyślił że pojedziemy do...Kanady....hmmm ja ze swoimi problemami ze zdrowiem pojadę do obcego kraju, gdzie nawet nie wiem co miałabym robić, bo raczej dla polskiego prawnika to tam pracy nie ma...zresztą on też nie wiem co miałby tam robić, zwłaszcza z jego chęcią do czegokolwiek.
Między nami układa się różnie, czasem jest cudownie a czasem idzie na noże i przedmioty fruwają. Moi rodzice już nawet tego nie komentują a jego o niczym nie wiedzą bo są daleko i niedoinformowani.
Ostatnio to byłam nawet spakowana i miałam iść do rodziców bo doprowadził mnie do granic wytrzymałości. W efekcie zajścia w nocy dostałam takiego ataku trzęsawki i lęku że chyba nigdy czegoś takiego nie przeżyłam.
Nie wiem jak długo się tak da żyć...czasami strasznie żałuję że za niego wyszłam a czasami jest cudownie...:(
No cóż....life is brutal and full of zasadzkas....